19 czerwca 2013

9.Love Egoist part 5


uuu dawno mnie nie było ... Taki ze mnie leń , wybaczcie ;) Od wycieczki szkolnej (Kraków, Zakopane, Oświęcim) jestem fanką Janusza Radka. A w związku z tym dziś właśnie posłuchacie jego piosenki ( niestety mało związanej z treścią )
Ludzie on jest o wiele lepszy na żywo !
Rozdział piąty: Zbliża się burza

Siedziałam sobie na parapecie, w przerwie między zajęciami, myśląc o wszystkich rzeczach , o których rozmawiałam z Justinem. A było ich naprawdę wiele, bo mówiliśmy prawie o wszystkim. O książkach, muzyce, nauczycielach i lekcjach, a nawet o quidittchu, którego przecież nie znosiłam ! Mogłam już powiedzieć , że jest to całkiem logiczna gra.

Dziwiło mnie, że tak dobrze dogaduję się z osobą, której prawie nie znam. No właśnie … Prawie…

Z każdym spotkaniem wrażenie , że znam Justina od lat pogłębiało się. A kiedyś nawet za żadne skarby bym się do niego nie odezwała.

 Wśród tłumu uczniów ujrzałam przepychającego się Justina. Jego czarna czupryna była widoczna z daleka. Uśmiechnął się do mnie: - Hej stokrotko.

Przywitał mnie, śmiejąc się z mojej miny, która wyraźnie wskazywała niezadowolenie.- Prosiłam cię, żebyś mnie tak nie nazywał- prychnęłam. Moja cała  nieśmiałość znikała , gdy w pobliżu był ten chłopak. To mnie zawsze trochę zaskakiwało. - Wiem, ale nie mogłem się powstrzymać. Wyglądasz wyjątkowo uroczo, kiedy się gniewasz.-

-Coś za często ci się to zdarza- burknęłam , choć w głębi czułam się radosna, że wreszcie przyszedł. Poczochrał mnie po włosach: - No nie dąsaj się już. A propos zwracam twoją własność.

Podał mi tomik poezji.- Ja twoją  też przeczytałam, ale zapomniałam jej wziąć.

Miałam na myśli powieść jakiejś mugolskiej autorki, o dumie i uprzedzeniach oraz o tym do czego wspólnie potrafią doprowadzić. Bardzo dobrze się ją czytało, dlatego gdy dziewczyny już zaczynały jęczeć abym zgasiła lampę, zasuwałam kotary mojego łóżka i oświetlałam kolejne strony różdżką.

- Nic nie szkodzi-

-  Przyniesiesz mi jeszcze jakąś tej samej autorki ?

Justin zaśmiał się wesoło. – Jasne.

Od naszego pierwszego spotkania zaczęliśmy się wymieniać książkami. Nagle zaczęłam czytać więcej z epiki niż liryki. Nigdy nie sądziłam, że będę tak przeżywać losy fikcyjnych bohaterów. Tak samo jak on pewnie nigdy nie spodziewał się, że będzie czytywać wiersze.

Spojrzałam na Justina. Wpatrywał się w okno, myślami był zupełnie gdzie indziej. Jego ciemnoniebieskie, nieobecne oczy błądziły gdzieś po błoniach.   Uśmiechnęłam się do siebie. Obserwowanie go sprawiało mi  dużą przyjemność, gdyż mimika jego twarzy była bardzo dynamiczna .W dodatku odkryłam coś jeszcze. Justin był naprawdę przystojny. Może nawet równie przystojny jak David. Choć porównywanie tej dwójki pod względem wyglądu  było naprawdę trudne. Przedstawiali zupełnie inne typy urody.  Mitchell miał czarne, nieco dłuższe włosy, ciemnoniebieskie oczy i cudowny uśmiech. Ciepły i radosny. W dodatku był strasznie wysoki  i smukły , co też przykuwało wzrok. Gdy szedł w tłumie uczniów od razu widać było jego wyszczerzona gębę.

Fergusson natomiast był niższy,  nieco szerszy w barkach, miał blond włosy oraz zielone oczy z mnóstwem złocistych plamek.

-Co jest ? Wpatrujesz się we mnie przynajmniej z pięć minut.

Uśmiechnęłam się niewinnie.- Nic takiego.

Justin uniósł brew, a potem wzruszył ramionami. –  Muszę iść. Ta stara nietoperzyca znów zwyzwa mnie za spóźnienie. Widzimy się potem.- powiedział i poszedł pod salę. Próbowałam zrobić oburzoną minę , ale określenie jakiego używał bardzo trafnie opisywało  nową nauczycielkę Obrony przed czarną magią. – A zapomniałbym, przyjdź dziś na trening. Mam dla ciebie niespodziankę.

Niespodziankę ?

Musiałam chyba zrobić strasznie głupią minę bo puścił do mnie perskie oko i wyszczerzył zęby w ten  tak typowy dla siebie sposób.

Westchnęłam…  Coś w moim brzuchu się ścisnęło. Cały czas, gdy odchodził na swoje lekcje to uczucie do mnie wracało jak bumerang.  Trudno, nie powinnam zwracać na to uwagi.

~***~

Po lekcjach pogoda zepsuła się kompletnie. Mimo wszystko Justin na moją uwagę o deszczu tylko wzruszył ramionami. Ferguson wśród swoich zawodników był znany jako tyran . Ani deszcz ani śnieg ani nawet grad nie był wystarczającym powodem aby odwołać trening . Nawet jeśli umierałeś lub leżałeś w św. Mungu obecność  była obowiązkowa. Pewnie z tego samego założenia wychodziły też funclub „Fergusona&Mitchella oraz kilku jeszcze osób” i mimo zbliżającej się ulewy zaciekle dopingowały zawodników, piszcząc i wrzeszcząc na całe gardło. Ja jak zwykle usiadłam na trybunach i czekałam , aż trening się skończy. Choć zwykle czytałam książkę, dzisiaj , przypominając sobie opowieści o quidittchu Justina od czasu do czasu zerkałam na to co dzieje się w powietrzu. Dzięki niemu znałam już część zagrywek i wiedziałam co robią tam na górze. Justin złapał kafla i przerzucił przez obręcz, zdobywając  dziesięć punktów. Odwrócił głowę w kierunku trybun , aż wreszcie napotkał mój wzrok. Pomachałam do niego, na co on wysłał do mnie swój huncwocki uśmiech.

Rozległ się grzmot.  No nie… Zbliżała się burza, a ja nie miałam czym się zakryć. Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać z nieba. Schowałam książkę, nie chciałam , żeby zamokła i szczelniej opatuliłam się płaszczem. W tej chwili znowu  wyrzucałam sobie , że nie mam kaptura ani parasola. Spojrzałam na  boisko. Przez parę sekund wszystko działo się błyskawicznie. Rozległ się drugi grzmot i a chwilę później  Justin i   David zderzyli  się  z takim impetem, że przez chwilę myślałam , że spadną z mioteł.  Odrzuciło ich , a potem zaczęli na siebie wrzeszczeć  i wymachiwać pięściami.  Chyba nie będą się bić w powietrzu ?  Powoli zaczęli opadać na murawę. Chwilę później czternastu graczy wylądowało na boisku obok nich. Z niepokojem obserwowałam jak wokół Mitchella i Fergusona tworzy się  wąskie kółko. Szybko zbiegłam z trybun. Nie miałam pojęcia co się dzieje , ale nie miałam dobrych przeczuć. Przepchałam się przez tłum fanek do środka tak , że widziałam ich obu . 

David i Justin wyglądali jakby za chwilę mieli się pozabijać. – Uważaj trochę jak latasz ofermo ! – warknął do Mitchella blondyn. Ten tylko obdarzył go pogardliwym spojrzeniem.- to chyba z tobą jest coś nie tak, sam się na mnie wpieprzyłeś.

Policzki Fergusona gwałtownie zbladły.-Gdybyś  chociaż potrafił dobrze grać…

- Grać ?! – Parsknął Justin.- Człowieku z tobą nie da się grać. Nie podajesz, pędzisz do obręczy, żeby tylko stracić kafel  , a potem masz pretensje do całej drużyny , że nie grają tak jak należy! Zrozum wreszcie Quidittch to gra zespołowa ! Oprócz ciebie jest jeszcze sześć innych zawodników !

Rozległ się kolejny grzmot  i drobny deszcz przekształcił się w ulewę. Mimo wszystko David i Justin dalej stali naprzeciwko siebie mierząc się lodowatymi spojrzeniami.  Dziewczyny przestały piszczeć i w milczeniu przypatrywały się tej dwójce. Justin miał rozwaloną wargę od zderzenia na miotle i tak zaciskał usta , że krew zaczęła lecieć mu na brodę.

-Jest z ciebie  po prostu samolubny gnojek – warknął brunet.

- Co ty powiesz , Mitchell ? Podskakujesz kapitanowi ? Wiesz dobrze, że mogę cię wywalić z drużyny na zbity pysk!

Justin uniósł dumnie podbródek. – nie zrobisz tego… potrzebujesz dobrych ścigających , którzy odbębnią za ciebie robotę.

Davidowi ewidentnie puściły hamulce. Rzucił się na Justina, zwalając go z nóg i przygniatając do ziemi. – Ej biją się ! biją !- zaczęli drzeć się . Tymczasem deszcz wcale nie chciał przestać padać i  tylko wzmógł się. Dziewczyny zaczęły piszczeć. Tłum się  poruszał. Zostałam nieco w tyle i znów musiałam przepchać do przodu. Merlinie drogi co oni wyprawiają ! Justin pozbierał się z murawy, ale chwilę później dostał splot słoneczny, tak , że  na moment zgiął się w pół. David wyprostował się z uśmiechem tryumfu. Ale wtedy Justin uderzył go prosto w nos. David zatoczył się do tyłu i wpadł tyłkiem w kałużę błota. Drużyna natomiast zaczęła obstawiać zakłady i kibicować . Byłam przerażona a zarazem wściekła. Na razie była to zwykła bójka, ale gdy w grę zaczną wchodzić różdżki żaden z nich nie powstrzyma się od rzucenia uroku. Szturchnęłam jednego z kibiców. Ten popatrzył się na mnie jak na idiotkę, co jeszcze bardziej mnie rozłościło.- Co wy wyprawiacie ?!- warknęłam.- Czekacie, aż wyciągną różdżki i się pozabijają ?!

Chłopak spojrzał na mnie bardziej przytomnie , a potem na Justina i Davida, którzy już taczali się w błocie...– Masz rację, trzeba iść po McGonagall…

McGonagall była nadal opiekunką Gryffindoru . Wprawdzie przez moment była dyrektorką Hogwartu, ale dostała lekkiego załamania nerwowego i wróciła do poprzedniej funkcji.  Jej gabinet znajdował się na drugim piętrze, a w dodatku  nie było gwarancji, że w nim jest .

- No i co tak stoisz ?! – Fuknęłam. – Leć po nią !

Chłopak, którego zaczepiłam wyciągnął jeszcze jedną osobę i wybiegli z boiska. Nieco za późno zorientowali się, że trzeba coś zrobić. Justin oraz David już  przypomnieli sobie o różdżkach.


Kadr z filmu Fight club ( wspominałam, że to jeden z moich ulubionych filmów ? :D )  jest w tej notce na miejscu.