uuu dawno mnie nie było ... Taki ze mnie leń , wybaczcie ;) Od wycieczki szkolnej (Kraków, Zakopane, Oświęcim) jestem fanką Janusza Radka. A w związku z tym dziś właśnie posłuchacie jego piosenki ( niestety mało związanej z treścią )
Ludzie on jest o wiele lepszy na żywo !
Rozdział piąty: Zbliża się burza
Siedziałam
sobie na parapecie, w przerwie między zajęciami, myśląc o wszystkich rzeczach ,
o których rozmawiałam z Justinem. A było ich naprawdę wiele, bo mówiliśmy
prawie o wszystkim. O książkach, muzyce, nauczycielach i lekcjach, a nawet o
quidittchu, którego przecież nie znosiłam ! Mogłam już powiedzieć , że jest to
całkiem logiczna gra.
Dziwiło
mnie, że tak dobrze dogaduję się z osobą, której prawie nie znam. No właśnie …
Prawie…
Z każdym
spotkaniem wrażenie , że znam Justina od lat pogłębiało się. A kiedyś nawet za
żadne skarby bym się do niego nie odezwała.
Wśród tłumu uczniów ujrzałam przepychającego
się Justina. Jego czarna czupryna była widoczna z daleka. Uśmiechnął się do
mnie: - Hej stokrotko.
Przywitał
mnie, śmiejąc się z mojej miny, która wyraźnie wskazywała niezadowolenie.-
Prosiłam cię, żebyś mnie tak nie nazywał- prychnęłam. Moja cała nieśmiałość znikała , gdy w pobliżu był ten
chłopak. To mnie zawsze trochę zaskakiwało. - Wiem, ale nie mogłem się
powstrzymać. Wyglądasz wyjątkowo uroczo, kiedy się gniewasz.-
-Coś za często
ci się to zdarza- burknęłam , choć w głębi czułam się radosna, że wreszcie
przyszedł. Poczochrał mnie po włosach: - No nie dąsaj się już. A propos zwracam
twoją własność.
Podał mi
tomik poezji.- Ja twoją też
przeczytałam, ale zapomniałam jej wziąć.
Miałam na
myśli powieść jakiejś mugolskiej autorki, o dumie i uprzedzeniach oraz o tym do
czego wspólnie potrafią doprowadzić. Bardzo dobrze się ją czytało, dlatego gdy
dziewczyny już zaczynały jęczeć abym zgasiła lampę, zasuwałam kotary mojego
łóżka i oświetlałam kolejne strony różdżką.
- Nic nie
szkodzi-
- Przyniesiesz mi jeszcze jakąś tej samej
autorki ?
Justin
zaśmiał się wesoło. – Jasne.
Od naszego
pierwszego spotkania zaczęliśmy się wymieniać książkami. Nagle zaczęłam czytać
więcej z epiki niż liryki. Nigdy nie sądziłam, że będę tak przeżywać losy
fikcyjnych bohaterów. Tak samo jak on pewnie nigdy nie spodziewał się, że
będzie czytywać wiersze.
Spojrzałam na
Justina. Wpatrywał się w okno, myślami był zupełnie gdzie indziej. Jego
ciemnoniebieskie, nieobecne oczy błądziły gdzieś po błoniach. Uśmiechnęłam się do siebie. Obserwowanie go
sprawiało mi dużą przyjemność, gdyż
mimika jego twarzy była bardzo dynamiczna .W dodatku odkryłam coś jeszcze. Justin
był naprawdę przystojny. Może nawet równie przystojny jak David. Choć porównywanie
tej dwójki pod względem wyglądu było
naprawdę trudne. Przedstawiali zupełnie inne typy urody. Mitchell miał czarne, nieco dłuższe włosy,
ciemnoniebieskie oczy i cudowny uśmiech. Ciepły i radosny. W dodatku był
strasznie wysoki i smukły , co też
przykuwało wzrok. Gdy szedł w tłumie uczniów od razu widać było jego
wyszczerzona gębę.
Fergusson
natomiast był niższy, nieco szerszy w
barkach, miał blond włosy oraz zielone oczy z mnóstwem złocistych plamek.
-Co jest ?
Wpatrujesz się we mnie przynajmniej z pięć minut.
Uśmiechnęłam
się niewinnie.- Nic takiego.
Justin
uniósł brew, a potem wzruszył ramionami. – Muszę iść. Ta stara nietoperzyca znów zwyzwa
mnie za spóźnienie. Widzimy się potem.- powiedział i poszedł pod salę.
Próbowałam zrobić oburzoną minę , ale określenie jakiego używał bardzo trafnie
opisywało nową nauczycielkę Obrony przed
czarną magią. – A zapomniałbym, przyjdź dziś na trening. Mam dla ciebie
niespodziankę.
Niespodziankę ?
Musiałam
chyba zrobić strasznie głupią minę bo puścił do mnie perskie oko i wyszczerzył
zęby w ten tak typowy dla siebie sposób.
Westchnęłam… Coś w moim brzuchu się ścisnęło. Cały czas,
gdy odchodził na swoje lekcje to uczucie do mnie wracało jak bumerang. Trudno, nie powinnam zwracać na to uwagi.
~***~
Po lekcjach
pogoda zepsuła się kompletnie. Mimo wszystko Justin na moją uwagę o deszczu
tylko wzruszył ramionami. Ferguson wśród swoich zawodników był znany jako tyran
. Ani deszcz ani śnieg ani nawet grad nie był wystarczającym powodem aby
odwołać trening . Nawet jeśli umierałeś lub leżałeś w św. Mungu obecność była obowiązkowa. Pewnie z tego samego
założenia wychodziły też funclub „Fergusona&Mitchella oraz kilku jeszcze
osób” i mimo zbliżającej się ulewy zaciekle dopingowały zawodników, piszcząc i
wrzeszcząc na całe gardło. Ja jak zwykle usiadłam na trybunach i czekałam , aż
trening się skończy. Choć zwykle czytałam książkę, dzisiaj , przypominając
sobie opowieści o quidittchu Justina od czasu do czasu zerkałam na to co dzieje
się w powietrzu. Dzięki niemu znałam już część zagrywek i wiedziałam co robią
tam na górze. Justin złapał kafla i przerzucił przez obręcz, zdobywając dziesięć punktów. Odwrócił głowę w kierunku
trybun , aż wreszcie napotkał mój wzrok. Pomachałam do niego, na co on wysłał
do mnie swój huncwocki uśmiech.
Rozległ się
grzmot. No nie… Zbliżała się burza, a ja
nie miałam czym się zakryć. Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać z nieba.
Schowałam książkę, nie chciałam , żeby zamokła i szczelniej opatuliłam się
płaszczem. W tej chwili znowu wyrzucałam
sobie , że nie mam kaptura ani parasola. Spojrzałam na boisko. Przez parę sekund wszystko działo się
błyskawicznie. Rozległ się drugi grzmot i a chwilę później Justin i
David zderzyli się z takim impetem, że przez chwilę myślałam ,
że spadną z mioteł. Odrzuciło ich , a
potem zaczęli na siebie wrzeszczeć i
wymachiwać pięściami. Chyba nie będą się
bić w powietrzu ? Powoli zaczęli opadać
na murawę. Chwilę później czternastu graczy wylądowało na boisku obok nich. Z
niepokojem obserwowałam jak wokół Mitchella i Fergusona tworzy się wąskie kółko. Szybko zbiegłam z trybun. Nie
miałam pojęcia co się dzieje , ale nie miałam dobrych przeczuć. Przepchałam się
przez tłum fanek do środka tak , że widziałam ich obu .
David i
Justin wyglądali jakby za chwilę mieli się pozabijać. – Uważaj trochę jak
latasz ofermo ! – warknął do Mitchella blondyn. Ten tylko obdarzył go
pogardliwym spojrzeniem.- to chyba z tobą jest coś nie tak, sam się na mnie
wpieprzyłeś.
Policzki Fergusona
gwałtownie zbladły.-Gdybyś chociaż
potrafił dobrze grać…
- Grać ?! – Parsknął Justin.- Człowieku z tobą nie da się grać. Nie
podajesz, pędzisz do obręczy, żeby tylko stracić kafel , a potem masz pretensje do całej drużyny , że
nie grają tak jak należy! Zrozum wreszcie Quidittch to gra zespołowa ! Oprócz
ciebie jest jeszcze sześć innych zawodników !
Rozległ się
kolejny grzmot i drobny deszcz
przekształcił się w ulewę. Mimo wszystko David i Justin dalej stali naprzeciwko
siebie mierząc się lodowatymi spojrzeniami. Dziewczyny przestały piszczeć i w milczeniu
przypatrywały się tej dwójce. Justin miał rozwaloną wargę od zderzenia na
miotle i tak zaciskał usta , że krew zaczęła lecieć mu na brodę.
-Jest z
ciebie po prostu samolubny gnojek –
warknął brunet.
- Co ty
powiesz , Mitchell ? Podskakujesz kapitanowi ? Wiesz dobrze, że mogę cię
wywalić z drużyny na zbity pysk!
Justin
uniósł dumnie podbródek. – nie zrobisz tego… potrzebujesz dobrych ścigających ,
którzy odbębnią za ciebie robotę.
Davidowi
ewidentnie puściły hamulce. Rzucił się na Justina, zwalając go z nóg i
przygniatając do ziemi. – Ej biją się ! biją !- zaczęli drzeć się . Tymczasem
deszcz wcale nie chciał przestać padać i
tylko wzmógł się. Dziewczyny zaczęły piszczeć. Tłum się poruszał. Zostałam nieco w tyle i znów
musiałam przepchać do przodu. Merlinie drogi co oni wyprawiają ! Justin
pozbierał się z murawy, ale chwilę później dostał splot słoneczny, tak ,
że na moment zgiął się w pół. David
wyprostował się z uśmiechem tryumfu. Ale wtedy Justin uderzył go prosto w nos. David
zatoczył się do tyłu i wpadł tyłkiem w kałużę błota. Drużyna natomiast zaczęła
obstawiać zakłady i kibicować . Byłam przerażona a zarazem wściekła. Na razie
była to zwykła bójka, ale gdy w grę zaczną wchodzić różdżki żaden z nich nie
powstrzyma się od rzucenia uroku. Szturchnęłam jednego z kibiców. Ten popatrzył
się na mnie jak na idiotkę, co jeszcze bardziej mnie rozłościło.- Co wy
wyprawiacie ?!- warknęłam.- Czekacie, aż wyciągną różdżki i się pozabijają ?!
Chłopak
spojrzał na mnie bardziej przytomnie , a potem na Justina i Davida, którzy już
taczali się w błocie...– Masz rację, trzeba iść po McGonagall…
McGonagall
była nadal opiekunką Gryffindoru . Wprawdzie przez moment była dyrektorką
Hogwartu, ale dostała lekkiego załamania nerwowego i wróciła do poprzedniej
funkcji. Jej gabinet znajdował się na
drugim piętrze, a w dodatku nie było
gwarancji, że w nim jest .
- No i co
tak stoisz ?! – Fuknęłam. – Leć po nią !
Chłopak,
którego zaczepiłam wyciągnął jeszcze jedną osobę i wybiegli z boiska. Nieco za
późno zorientowali się, że trzeba coś zrobić. Justin oraz David już przypomnieli sobie o różdżkach.
Kadr z filmu Fight club ( wspominałam, że to jeden z moich ulubionych filmów ? :D ) jest w tej notce na miejscu.