Nie wiem czemu , ale mam wrażenie, że ta piosenka pasuje do tej notki.
Rozdział trzeci :
Uniki
Przemyśl to. Przemyśl to – Te
słowa wciąż dźwięczały mi w głowie. Początkowo słowa te wydały mi się sensowne
, ale im dłużej nad tym myślałam tym bardziej się zniechęcałam. Wtedy na boisku odjęło mi mowę , Justin wyraźnie wziął
to za zgodę, bo od razu podał godzinę i miejsce spotkania. Cały funclub nagle
stracił zainteresowanie Robem i wpatrywał się we mnie wzrokiem złości
wymieszanej z niedowierzeniem, a ja stałam tam na boisku Quidittcha i dalej
mamrotałam bezgłośnie jak rybka w akwarium.
Ta sytuacja wydała mi się
gorsza niż beznadziejna, zwłaszcza po konsultacjach z bliźniczkami, gdyż po
pierwsze nie jestem typem osoby , która wykorzystuje innych do swoich własnych
celów, a po drugie nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić , że rozmawiamy ze
sobą normalnie.
W dodatku jako , że Justin
zaprosił mnie przy wszystkich i tych dziewczynach i zawodnikach z jego drużyny
po szkole już rozniosły się plotki. A najgorsze były moje koleżanki z
dormitorium. Wyszły z założenia , że już wcześniej spotykałam się Justinem i
dopiero teraz postanowiliśmy sformalizować „nasz” związek. Miały do mnie wielki żal, bo nie chciałam im
zaufać i podzielić swoim życiem prywatnym. Kto by pomyślał, że mają taką
wyobraźnię ?
Z resztą kto by się
przejmował takimi bzdetami, gdy
nadchodził prawdziwy problem, a mianowicie sobotnie wyjście do Hogsmeade.
Szczerze , muszę powiedzieć , że byłam strasznie nieogarnięta. Miałam mętlik w
głowie i nie mogłam się zdecydować czy być miłą dziewczyną i raz się spotkać z
Justinem czy okazać się cyniczną i wykorzystać go . Z tych dwóch możliwości
wymyśliłam i wybrałam trzecią, a mianowicie taktykę uników. Chyba nie muszę
tłumaczyć na czym ona polega ?
Pierwsze co zrobiłam to
znalazłam Justina. A nie było to łatwe
bo wszędzie chodził z taką obstawą, że nie byłabym w stanie pisnąć słowa. Nawet
nie dlatego , że nie dałabym rady nic
powiedzieć , po prostu by mnie nie usłyszał w tym całym hałasie. Ale na
szczęście znalazłam go w bibliotece, w dodatku samego , co mnie lekko
zdziwiło. A to dlatego , że elitka to
miejsce omija z daleka, z bardzo prostego powodu. Mają alergię na papier i
uważają, że książki gryzą. Chcąc czy nie chcąc Justin do nich należał. To, że go tam znalazłam uznałam za naprawdę
dziwne .
Usiadłam naprzeciwko niego,
czekając , aż oderwie się od lektury. Nie chciałam mu przerywać. A ponadto musiałam
się mentalnie przygotować. Do rozmowy z nim. Widocznie mocno się zaczytał, na
twarzy miał taki wyraz skupienia , że zachciało mi się śmiać. Trąciłam jego
rękę – Hej…
Justin poderwał głowę , był
niezadowolony , ze ktoś mu przeszkadza.- Kylie ? co tu robisz ? – Twarz mu się
rozjaśniła.- yhm… Co czytasz ? – spytałam ,
próbując uciec od odpowiedzi.
- Nic takiego… Szukałem
trochę informacji o założycielach Hogwartu. To coś w rodzaju powieści historycznej. Czytałaś ?
Pokręciłam głową.- nie
czytuję powieści…
- Nie czytujesz powieści… Czyli jednak coś
czytujesz, co ?
Zarumieniłam się, nie mogłam
mu tego powiedzieć. Nie jemu !– Ach
nieważne…
Widząc , że chce coś
powiedzieć nieudolnie spróbowałam wrócić do pierwotnego tematu. – Posłuchaj… Ja… Jakby tu… Ja nie mogę iść do Hogsmeade w
tą sobotę.-
- Mam do napisania esej u
Slughorna, a ponadto musze się poduczyć , bo trochę opuściłam się w nauce.-
dodałam szybko, na w pół zgodnie z prawdą, bo esej już dawno leżał napisany w
mojej szafce. Z nauką też nie było zbyt dużego problemu mimo , że faktycznie
się opuściłam. W tym tygodniu nie miałam żadnych zaliczeń i powoli znów uczyłam się skupiać nad tym co robię. A
ostatnie wydarzenia skutecznie w tym przeszkadzały, wyprowadzając z równowagi. Nagle stałam się rozpoznawalnym
obiektem szkolnych plotek. Niespecjalnie
się czułam, gdy szłam korytarzem i słyszałam
różne opinie na temat moich
włosów, spódnicy i butów.
- Acha- Justin wyglądał jak
burzowa chmura. Zmarszczył brwi i uparcie wbijał we mnie wzrok oczekując, że
coś jeszcze powiem. To było bardzo niezręczne. Znów zaczęłam bawić się palcami
, aż w końcu wydusiłam z siebie: - Przepraszam, może spotkamy się kiedy
indziej.
Ty idiotko ! Nie
mogłaś się urodzić złośliwą jędzą ?!
Chłopak uniósł brew, jakby w
geście zwątpienia , ale potem się uśmiechnął. – Gdybyś miała jakieś
wątpliwości to pytaj , jestem całkiem
niezły z zaklęć i obrony . Ewentualnie mogę się
przydać do szukania haseł słownikowych, mam do tego prawdziwy talent...
Lecz muszę cię ostrzec , nie myśl sobie , że jestem takim ideałem…- zaśmiał się
. - z eliksirów jestem kompletnie beznadziejny, nawet Slughorn boi się mieć ze mną lekcje.- Dodał i
uśmiechnął się szczerze, trochę nieporadnie. Ha ha ha… Bardzo śmieszne… Mogę już sobie podciąć żyły ?
~***~
Moja taktyka unikania
zakończyła się kompletnym fiaskiem, bo nawet jeśli jej pierwszy etap był jako takim sukcesem, kolejne okazały się
sromotnymi klęskami. Próbowałam unikać
Justina , ale ten okazał się sprytniejszy i pojawiał się wszędzie, dokąd bym
nie poszła. Siedziałam sobie w bibliotece, a już po pięciu minutach obok mnie
znajdował się Justin, gotowy do pomocy w podawaniu książek z wyższych półek regałów.
Na wspólnych przedmiotach nieustannie
czułam na sobie jego wzrok, tak samo na korytarzach i w wielkiej Sali. Często
wpadał na mnie przypadkiem podczas przerw i zagadywał mnie czy pójdę z nim do
Hogsmeade. Gęba się mu nie zamykała, cały czas błaznował !
Jestem z natury dość
cierpliwa , ale w takiej sytuacji nawet święty przestałby być świętym . To już
zakrawało na prześladowanie.
W dodatku pewnego dnia nakryłam jego i tą całą
elitkę znęcającą nad jakimś puchonem. Bezczelnie stał pod ścianą i przypatrywał
się jak gnębią Nicholasa Toolsa z piątego roku. Justin marszczył brwi i szeptał coś do kolegi. Jestem pewna, że
jeszcze go podjudzał. Zwykle bym się nie odezwała, ale ten widok sprawił, że zawrzała we mnie krew. Wszyscy ich mijali jakby nie zwracając na nich
uwagi.
- Hej wy ! – krzyknęłam do
całej grupki gryfonów. – Zo- Zostawcie go w spo-spokoju ! –
Wszyscy osłupieli. Z
satysfakcją obserwowałam jak Justinowi Mitchellowi opada szczęka.
Jeden z nich wreszcie się
ogarnął i z chytrym uśmiechem zrobił krok w moim kierunku. – Bez przesady. My
się tylko bawiliśmy, prawda Nicky ?- zwrócił się do puchona lewitującego pod
sufitem. Na jego twarzy malowało się przerażenie, prawie niedostrzegalnie kiwnął
głową.
-Ja-jakoś nie sądzę , żeby
się dobrze bawił – warknęłam nieustępliwie. Zapadła napięta cisza, podczas której zaczął
się odzywać mój rozum.
Zastanawiałam się dlaczego
stać mnie było na taki akt odwagi. Policzyłam cicho ilu ich wszystkich jest.
Było ich pięciu, sześciu licząc Justina.
O Boże ! Po coś ty się do tego
mieszała ! Sześciu przeciwko tobie i przerażonemu pucho nowi, który lata sobie
pod sufitem !
No cóż powinnam to jakoś zgrabnie zakończyć. – Ma-macie
go natychmiast puścić…
-Albo ? – spytał bezczelnie
”dowódca grupy „ .
Poczułam jak krew napływa mi
do twarzy . – Albo …
- Goya , zostaw to wreszcie.
Tyle razy ci powtarzałem abyś znalazł sobie inny sposób na wyżywanie się , ty
debilu! –warknął w tej chwili Justin. Jego słowa przyniosły niesamowity
efekt. Chłopak nazwany Goya zacisnął
usta. – Masz szczęście dziewczyno…
- Goya ! tylko spróbuj ją chociaż tknąć.- powiedział cicho, ale stanowczo
Mitchell. Ten obrzucił mnie , a potem Justina morderczym spojrzeniem i odwrócił
się. – Idziemy !
Podeszłam do puchona który z
hukiem spadł na ziemię. – coś ci się stało ?
Chłopak pokręcił głową, ale
gdy złapałam go za rękę aż zaskowytał z bólu.
- Justin idziesz ? –
Dopiero wtedy zauważyłam, że
on ciągle stoi i uważnie mi się
przygląda. Popatrzyłam na niego
gniewnie. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Jego był spokojny, stanowczy,
a mój pogardliwy i wściekły.
- Za chwilę do was dojdę –
odpowiedział do swoich kolegów, wciąż
nie spuszczając ze mnie oczu. Podszedł do Nicholasa. – Przepraszam cię stary,
powinienem od razu im przeszkodzić, zanim ci się coś stało.
Puchon tylko się uśmiechnął niezdarnie. – Mogło być gorzej. Mam wrażenie, że się
powstrzymywali.
Tools zwrócił swój wzrok na mnie.- Dzięki za
pomoc …
- Kylie – odpowiedział za
mnie Justin.
- Dzięki za pomoc Kylie. Jakoś już sobie poradzę.
Wstał i otrzepał się z kurzu.
– Idź do skrzy-skrzydła szpi-
szpitalnego.- krzyknęłam za nim.
Chłopak skinął głową i
zniknął za zakrętem. Ja i Justin zostaliśmy sami. –To co Kylie ? Kiedy zgodzisz się ze mną spotkać ?
Ty parszywy egoisty, ty zapchlony idioto, ty… ty zarozumiały gnojku ! Myślisz , że się w ogóle do ciebie odezwę ?
Odwróciłam się na pięcie i
nie zaszczycając go choćby jednym spojrzeniem
odeszłam w swoją stronę.
~***~
Znów znalazłam się w
gabinecie czarnej magii sióstr Edelwise. Z każdą wizytą coraz mniej je
lubiłam i przeklinałam samą siebie , że
w ogóle wpadłam na pomysł aby poprosić je o radę.
Dziś były ubrane w długie
czarno czerwone sari . Włosy miały zebrane w kok, a na czole czerwone kropki. Gdyby nie ich
niebieskie oczy, pomyślałaby, że
przyjechały z Indii. Postanowiły także zmienić wystrój sali. Wszędzie
było mnóstwo kolorowych, materacy oraz
poduszek z cekinami i frędzlami. Od sufitu, aż do ziemi ciągnęły się
zwiewne chusty. Jedynym nie zmiennym elementem pozostał stolik z kryształową
kulą. Siostry jak zwykle tam siedziały i dyskutował nad czymś co zobaczyły
podczas wróżb.
-Witamy znów Kylie . Jak się
miewa Justin ?- powitały mnie Lilian i Rose.
- Źle – burknęłam.
- A to czemu ?
- On mnie prześladuje.
I nie tylko mnie .
Bliźniaczki spojrzały na
siebie.- Nie widzimy w tym problemu, sprawa jest prosta. Gdybyś zgodziła się z
nim gdzieś wyjść, to na pewno by przestał.
To nie do końca była rada
jakiej się spodziewałam. Powinny mi pomóc a nie pchać w paszczę lwa ! No nie
wiem, podarować jakąś pelerynę niewidkę albo coś w ten deseń. –Zaraz… ale ,
ale…
- Och przestań …- zaczęła
Rose.- W tej chwili twoje protesty nie mają sensu.- dodała Lilian.
Po czym obie stwierdziły – Po
prostu zgódź się z nim gdzieś wyjść.
- wy chyba żartujecie ?!
Wyjść gdzieś z tym gburem ?! nigdy !
Wybiegłam z gabinetu głośno
trzaskając drzwiami. Umówić się z nim ?
Czy one są ślepe ? Nie widzą jak się znęca nad słabszymi i jak się
rządzi ? Myślałam, że to Goya był dowódcą
tej całej bandy. Ale potem jak zobaczyłam jak słucha się Justina oprzytomniałam.
To Mitchell był szefem.
_____________________________________________________________________________
Miłość ? Piękna rzecz, naprawdę, ale coś tak czuję, że nie dla mnie ;) A może ... ? Może mnie też kiedyś dopadnie :) Chyba mam za duże wymagania .