Rozdział szósty: Po burzy
- Aua!-
- Trzeba
było go nie prowokować . Masz teraz za swoje.– warknęłam w odpowiedzi. Justin
wyszedł z potyczki w prawie jednym
kawałku . Nie licząc podbitego oka, krwawiącej wargi, dwóch złamanych
żeber i poparzonej lewej ręki. No cóż skończył przynajmniej lepiej niż David,
który musiał zostać na noc na obserwację w skrzydle szpitalnym. Jak się okazało
Justin przewyższał swojego przeciwnika umiejętnościami w zakresie zaklęć.
Szkolna pielęgniarka, pani Pommfrey raz dwa wyleczyła jego złamane żebra, wręczyła jaką maść na
poparzenia i kazała mi się nim zająć.
Byłam wściekła i wcale nie miałam
na to ochoty. Nie mam pojęcia o co im poszło oraz kto miał rację w tym
konflikcie, ale obrzucanie się urokami to gruba przesada ! Tak więc nie miałam nawet zamiaru być
delikatną. Chciałam, dać do zrozumienia Justinowi, że zachował się jak ostatni
idiota.
Justin
prychnął. – Sam się sprowokował ! Nie moja wina , że jest z niego nadęty
gnojek!
Popatrzyłam
mu prosto w oczy.- Fajnie, ale teraz ten nadęty gnojek leży w skrzydle
szpitalnym… Nie masz nawet wyrzutów sumienia ?
Justin jakby
nie mogąc wytrzymać mojego spojrzenia spuścił wzrok.- Naprawdę nie chciałem ,
żeby tak wyszło ...-zrobił pauzę.-
Chociaż nie. Od dawna marzyłem ,
żeby go sprać.
Wywróciłam
oczami i przyłożyłam mu do ust wacik. Trochę za mocno. Chłopak zmrużył oczy i
syknął.- Ostrożnie…
Zignorowałam
go.
-O co w
ogóle wam dwóm chodzi? Gracie w jednej drużynie , no nie ? Teoretycznie
powinniście się kumplować, a nie próbować zabić !
-Dobrze , że
dodałaś teoretycznie…-
-Justin
!- Chłopak uśmiechnął się bezczelnie.
Miałam ochotę go uderzyć.- To nie jest odpowiedź na moje pytanie ! chcę
wiedzieć…
-Więc kiedyś
ci powiem…- odpowiedział wymijająco.
Uniosłam
brew. Weź i bądź mądry. –Czasami nie da
się z tobą wytrzymać. Zachowujesz się jak skończony kretyn ! - fuknęłam.
Skończyłam smarować jego poparzenia i zgarnęłam swoje rzeczy.
- Już
idziesz ?
-Tak- burknęłam
nadal zirytowana i skierowałam się do
wyjścia ze skrzydła szpitalnego.
-Hej Kylie !
Ale pamiętaj , że jesteśmy umówieni na
sobotę !- zawołał za mną.
To po prostu
bezczelność.
~***~
Bójka David
i Justina w żadnym razie nie rozwiązała ich problemu. Wręcz przeciwnie, każde
choćby przypadkowe spotkanie nie obywało
się bez ostrej wymiany zdań. Doszło nawet do tego, że Justin nie mogąc wytrzymać z David w jednym dormitorium
zaczął sypiać w PW przez jakiś czas dopóki nie pogonił go prefekt Gryffindoru.
A jakby było
tego mało i tak obaj musieli znosić wspólne szlabany przynajmniej przez
miesiąc, choć już w czasie pierwszego mieli
ochotę na powtórkę z rozrywki. Filch zdecydował, że dla ich
bezpieczeństwa karę będą odbywać oddzielnie. Stało się także coś jeszcze o czym
Justin poinformował mnie dopiero po dwóch tygodniach. Chociaż słowo
poinformowałam nie było dobrym określeniem. Powiedzmy, że wydusiłam to z niego . Znalazłam go w
bibliotece, jak zwykle czytał jakąś książkę. Trochę się zdziwiłam, bo zwykle o
tej porze miał trening quidittcha. Przysiadłam się do niego.
- Hej , co
tu robisz ? Trening odwołany?
Justin tylko
podniósł na mnie oczy , uśmiechnął się i podrapał po głowie. – Nooo…
Coś mi nie
pasowało… Gdyby tak było jego odpowiedź byłaby … No nie wiem dłuższa niż
‘Nooo…’ ? Przypatrywałam mu się przez chwilę. Uśmiechnął się do mnie znowu. –
Co jest Kylie ? Znowu się na mnie dziwnie patrzysz.
- Bo
kłamiesz – odparłam prostu z mostu i zaplotłam ręce na piersi, czekając na
rozwój sytuacji. Justin zrobił zaskoczoną minę. Wyglądał jakby nie wiedział jak
ma odpowiedzieć. Aż w końcu wydukał : - To przez rękę .
Lewą rękę,
tą która była poparzona nadal miał w bandażu. Dzięki maści pani Pommfrey trochę się podgoiła, ale na
całkowite jej wyleczenie musiał poczekać jeszcze przynajmniej dwa tygodnie.
To już
brzmiało w miarę wiarygodnie. Mimo wszystko… Po prostu coś było nie tak. Znałam
go zbyt długo. Splotłam ręce w piramidkę i pochyliłam się w jego kierunku.
-Nieprawda.
Justin
zirytował się.- To jakie kłamstwo do cholery mam ci wcisnąć , żebyś mi
uwierzyła ? ! – warknął. Pani Pince
rzuciła w naszą stronę ostrzegawcze
spojrzenie. Wbiłam w niego potępiające spojrzenie. Miałam zamiar wywołać u
niego wyrzuty sumienia. Brunet spojrzał w moją stronę przepraszająco, spuścił
głowę i odgarnął włosy do tyłu.
- Masz mi
powiedzieć prawdę. Dlaczego tu jesteś ?
Justin
wywrócił oczami.- ładną mamy dziś pogodę , prawda ?
- Justin !
[ Kolejne
znaczące spojrzenie pani Pince i dość gwałtowne chrząknięcie.]
- No co ?
Właśnie miałem ci zaproponować spacer.
Hę ? Spacer
? Przecież pogoda wcale nie była ładna .To listopad ! Jak może być ładna ? Tymczasem
Justin wstał. – Chodź.
Wyszliśmy z biblioteki i skierowaliśmy się w
kierunku wieży gryfonów, która pewnie o tej porze była opustoszała, bo część
uczniów miała jeszcze lekcje, część siedziała w dormitoriach a część wędrowała
gdzieś po Hogwarcie.
- Ech nie chciałem tam gadać… za dużo tam ludzi. -
mruknął pod nosem. Podrapał się po głowie, robiąc tam taki bałagan jakby przed
chwilą wstał z łóżka.- Cóż… po tej bójce
i po sprawozdaniu Filcha McGonagall wzięła mnie na rozmowę do gabinetu.
Powiedziała, że się na mnie zawiodła i nie zamierza dalej znosić moich
wybryków.
- I ? Co w
związku z tym ? – spytałam , przeczuwając coś złego.
-Wywaliła mnie z drużyny.
Zaniemówiłam.
- Ty chyba
żartujesz !
Justin
uśmiechnął się.- Dlaczego ?! To logiczne. Dobrze ją rozumiem. W końcu lepiej
mieć charyzmatycznego kapitana niż zawodnika, który sprawia problemy…
Zamilkł na
chwilę. – Z resztą od kiedy przejmujesz się quidittchem? Pomyśl. Teraz będę miał więcej czasu dla ciebie.-
Uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
Zatkało
mnie. Po części , że po raz pierwszy Justin zrobił coś takiego, jakby to nazwać
aby nie zabrzmiało śmiesznie… Po raz pierwszy mnie przytulił. Natychmiast
wyrwałam się z jego uścisku.- Co jest stokrotko ?
- Miałeś
mnie tak nie nazywać ! A ponadto … Jak możesz mówić o tym z taką lekkością
jakbyś w ogóle się przejmował ? Sprawiasz problemy ? Bez przesady ! Przecież to
David się na ciebie rzucił! Sama widziałam !
- Dwa
tygodnie mówiłaś co innego.
- Justin !
Westchnął.-
Ech… Posłuchaj, on jest dobrym
kapitanem, wiele razy prowadził drużynę do zwycięstwa, a ja jestem w miarę
nowy. Gram od tamtego roku. Jak mam się z nim równać? Właśnie dlatego się nie przejmuję . Stało się
? Trudno. Przecież nie cofnę czasu…
-A co na to
twoi koledzy z drużyny ?- spytałam już spokojniej.
-A co mogą
zrobić? Nikt nie chcę zostać wywalony.
- A grozi im
to ?
- Może… Jak
David wyczuje, że nie podoba się im ta sytuacja, to mają to jak w banku.
-To nie fair
!- mruknęłam, a on ponownie przyciągnął mnie do siebie.
–Wiem
stokrotko.
Ad. Tak właśnie sobie wyobrażam Kylie