13 lipca 2013

10.Love Egoist part 6


Rozdział szósty: Po burzy

- Aua!-

- Trzeba było go nie prowokować . Masz teraz za swoje.– warknęłam w odpowiedzi. Justin wyszedł z potyczki w prawie jednym  kawałku . Nie licząc podbitego oka, krwawiącej wargi, dwóch złamanych żeber i poparzonej lewej ręki. No cóż skończył przynajmniej lepiej niż David, który musiał zostać na noc na obserwację w skrzydle szpitalnym. Jak się okazało Justin przewyższał swojego przeciwnika umiejętnościami w zakresie zaklęć. Szkolna pielęgniarka, pani Pommfrey raz dwa wyleczyła  jego złamane żebra, wręczyła jaką maść na poparzenia i kazała mi się nim zająć.  Byłam wściekła i wcale nie miałam  na to ochoty. Nie mam pojęcia o co im poszło oraz kto miał rację w tym konflikcie, ale obrzucanie się urokami to gruba przesada !  Tak więc nie miałam nawet zamiaru być delikatną. Chciałam, dać do zrozumienia Justinowi, że zachował się jak ostatni idiota.

Justin prychnął. – Sam się sprowokował ! Nie moja wina , że jest z niego nadęty gnojek!

Popatrzyłam mu prosto w oczy.- Fajnie, ale teraz ten nadęty gnojek leży w skrzydle szpitalnym… Nie masz nawet wyrzutów sumienia ?

Justin jakby nie mogąc wytrzymać mojego spojrzenia spuścił wzrok.- Naprawdę nie chciałem , żeby tak wyszło ...-zrobił pauzę.-  Chociaż  nie. Od dawna marzyłem , żeby go sprać.

Wywróciłam oczami i przyłożyłam mu do ust wacik. Trochę za mocno. Chłopak zmrużył oczy i syknął.- Ostrożnie…

Zignorowałam go.

-O co w ogóle wam dwóm chodzi? Gracie w jednej drużynie , no nie ? Teoretycznie powinniście się kumplować, a nie próbować zabić !

-Dobrze , że dodałaś teoretycznie…-

-Justin !-  Chłopak uśmiechnął się bezczelnie. Miałam ochotę go uderzyć.- To nie jest odpowiedź na moje pytanie ! chcę wiedzieć…

-Więc kiedyś ci powiem…- odpowiedział wymijająco.

Uniosłam brew. Weź i bądź mądry.  –Czasami nie da się z tobą wytrzymać. Zachowujesz się jak skończony kretyn ! - fuknęłam. Skończyłam smarować jego poparzenia i zgarnęłam swoje rzeczy. 

- Już idziesz ?

-Tak- burknęłam nadal zirytowana i  skierowałam się do wyjścia ze skrzydła szpitalnego.

-Hej Kylie !  Ale pamiętaj , że jesteśmy umówieni na sobotę !- zawołał za mną.

To po prostu bezczelność.

~***~

Bójka David i Justina w żadnym razie nie rozwiązała ich problemu. Wręcz przeciwnie, każde choćby przypadkowe  spotkanie nie obywało się bez ostrej wymiany zdań. Doszło nawet do tego, że  Justin nie mogąc wytrzymać z David w jednym dormitorium zaczął sypiać w PW przez jakiś czas dopóki nie pogonił go prefekt Gryffindoru.

A jakby było tego mało i tak obaj musieli znosić wspólne szlabany przynajmniej przez miesiąc, choć już w czasie pierwszego mieli  ochotę na powtórkę z rozrywki. Filch zdecydował, że dla ich bezpieczeństwa karę będą odbywać oddzielnie. Stało się także coś jeszcze o czym Justin poinformował mnie dopiero po dwóch tygodniach. Chociaż słowo poinformowałam nie było dobrym określeniem. Powiedzmy, że  wydusiłam to z niego . Znalazłam go w bibliotece, jak zwykle czytał jakąś książkę. Trochę się zdziwiłam, bo zwykle o tej porze miał trening quidittcha. Przysiadłam się do niego.

- Hej , co tu robisz ? Trening odwołany?

Justin tylko podniósł na mnie oczy , uśmiechnął się i podrapał po głowie. – Nooo…

Coś mi nie pasowało… Gdyby tak było jego odpowiedź byłaby … No nie wiem dłuższa niż ‘Nooo…’ ? Przypatrywałam mu się przez chwilę. Uśmiechnął się do mnie znowu. – Co jest Kylie ? Znowu się na mnie dziwnie patrzysz.

- Bo kłamiesz – odparłam prostu z mostu i zaplotłam ręce na piersi, czekając na rozwój sytuacji. Justin zrobił zaskoczoną minę. Wyglądał jakby nie wiedział jak ma odpowiedzieć. Aż w końcu wydukał : - To przez rękę .

Lewą rękę, tą która była poparzona nadal miał w bandażu. Dzięki maści  pani Pommfrey trochę się podgoiła, ale na całkowite jej wyleczenie musiał poczekać jeszcze przynajmniej dwa tygodnie.

To już brzmiało w miarę wiarygodnie. Mimo wszystko… Po prostu coś było nie tak. Znałam go zbyt długo. Splotłam ręce w piramidkę i pochyliłam się w jego kierunku.

-Nieprawda.

Justin zirytował się.- To jakie kłamstwo do cholery mam ci wcisnąć , żebyś mi uwierzyła ? ! – warknął.  Pani Pince rzuciła w naszą stronę  ostrzegawcze spojrzenie. Wbiłam w niego potępiające spojrzenie. Miałam zamiar wywołać u niego wyrzuty sumienia. Brunet spojrzał w moją stronę przepraszająco, spuścił głowę  i odgarnął włosy do tyłu.

- Masz mi powiedzieć prawdę. Dlaczego tu jesteś ?

Justin wywrócił oczami.- ładną mamy dziś pogodę , prawda ?

- Justin !

[ Kolejne znaczące spojrzenie pani Pince i dość gwałtowne chrząknięcie.]

- No co ? Właśnie miałem ci zaproponować spacer.

Hę ? Spacer ? Przecież pogoda wcale nie była ładna .To listopad ! Jak może być ładna ? Tymczasem Justin wstał. – Chodź.

 Wyszliśmy z biblioteki i skierowaliśmy się w kierunku wieży gryfonów, która pewnie o tej porze była opustoszała, bo część uczniów miała jeszcze lekcje, część siedziała w dormitoriach a część wędrowała gdzieś po Hogwarcie.

- Ech  nie chciałem tam gadać… za dużo tam ludzi. - mruknął pod nosem. Podrapał się po głowie, robiąc tam taki bałagan jakby przed chwilą wstał z łóżka.- Cóż…  po tej bójce i po sprawozdaniu Filcha McGonagall wzięła mnie na rozmowę do gabinetu. Powiedziała, że się na mnie zawiodła i nie zamierza dalej znosić moich wybryków.

- I ? Co w związku z tym ? – spytałam , przeczuwając coś złego.

 -Wywaliła mnie z drużyny. 

Zaniemówiłam.

- Ty chyba żartujesz !

Justin uśmiechnął się.- Dlaczego ?! To logiczne. Dobrze ją rozumiem. W końcu lepiej mieć charyzmatycznego kapitana niż zawodnika, który sprawia problemy…

Zamilkł na chwilę. – Z resztą od kiedy przejmujesz się quidittchem? Pomyśl.  Teraz będę miał więcej czasu dla ciebie.- Uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.

Zatkało mnie. Po części , że po raz pierwszy Justin zrobił coś takiego, jakby to nazwać aby nie zabrzmiało śmiesznie… Po raz pierwszy mnie przytulił. Natychmiast wyrwałam się z jego uścisku.- Co jest stokrotko ?

- Miałeś mnie tak nie nazywać ! A ponadto … Jak możesz mówić o tym z taką lekkością jakbyś w ogóle się przejmował ? Sprawiasz problemy ? Bez przesady ! Przecież to David się na ciebie rzucił! Sama widziałam !

- Dwa tygodnie mówiłaś co innego.

- Justin !

Westchnął.- Ech…  Posłuchaj, on jest dobrym kapitanem, wiele razy prowadził drużynę do zwycięstwa, a ja jestem w miarę nowy. Gram od tamtego roku. Jak mam się z nim równać?  Właśnie dlatego się nie przejmuję . Stało się ? Trudno. Przecież nie cofnę czasu…

-A co na to twoi koledzy z drużyny ?- spytałam już spokojniej.

-A co mogą zrobić? Nikt nie chcę zostać wywalony.

- A grozi im to ?

- Może… Jak David wyczuje, że nie podoba się im ta sytuacja, to mają to jak w banku.

-To nie fair !- mruknęłam, a on ponownie przyciągnął mnie do siebie.

–Wiem stokrotko.

Ad. Tak właśnie sobie wyobrażam Kylie