28 kwietnia 2013

7.Love Egoist part 3


Nie wiem czemu , ale mam wrażenie, że ta piosenka pasuje do tej notki.

Rozdział trzeci : Uniki
Przemyśl to. Przemyśl to – Te słowa wciąż dźwięczały mi w głowie. Początkowo słowa te wydały mi się sensowne , ale im dłużej nad tym myślałam tym bardziej się zniechęcałam. Wtedy na  boisku odjęło mi mowę , Justin wyraźnie wziął to za zgodę, bo od razu podał godzinę i miejsce spotkania. Cały funclub nagle stracił zainteresowanie Robem i wpatrywał się we mnie wzrokiem złości wymieszanej z niedowierzeniem, a ja stałam tam na boisku Quidittcha i dalej mamrotałam bezgłośnie jak rybka w akwarium.
Ta sytuacja wydała mi się gorsza niż beznadziejna, zwłaszcza po konsultacjach z bliźniczkami, gdyż po pierwsze nie jestem typem osoby , która wykorzystuje innych do swoich własnych celów, a po drugie nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić , że rozmawiamy ze sobą normalnie.
W dodatku jako , że Justin zaprosił mnie przy wszystkich i tych dziewczynach i zawodnikach z jego drużyny po szkole już rozniosły się plotki. A najgorsze były moje koleżanki z dormitorium. Wyszły z założenia , że już wcześniej spotykałam się Justinem i dopiero teraz postanowiliśmy sformalizować „nasz” związek.  Miały do mnie wielki żal, bo nie chciałam im zaufać i podzielić swoim życiem prywatnym. Kto by pomyślał, że mają taką wyobraźnię ?
Z resztą kto by się przejmował takimi  bzdetami, gdy nadchodził prawdziwy problem, a mianowicie sobotnie wyjście do Hogsmeade. Szczerze , muszę powiedzieć , że byłam strasznie nieogarnięta. Miałam mętlik w głowie i nie mogłam się zdecydować czy być miłą dziewczyną i raz się spotkać z Justinem czy okazać się cyniczną i wykorzystać go . Z tych dwóch możliwości wymyśliłam i wybrałam trzecią, a mianowicie taktykę uników. Chyba nie muszę tłumaczyć na czym ona polega ?
Pierwsze co zrobiłam to znalazłam Justina.  A nie było to łatwe bo wszędzie chodził z taką obstawą, że nie byłabym w stanie pisnąć słowa. Nawet nie dlatego , że nie dałabym rady  nic powiedzieć , po prostu by mnie nie usłyszał w tym całym hałasie. Ale na szczęście znalazłam go w bibliotece, w dodatku samego , co mnie lekko zdziwiło.  A to dlatego , że elitka to miejsce omija z daleka, z bardzo prostego powodu. Mają alergię na papier i uważają, że książki gryzą. Chcąc czy nie chcąc Justin do nich należał.  To, że go tam znalazłam uznałam za naprawdę dziwne .
Usiadłam naprzeciwko niego, czekając , aż oderwie się od lektury.  Nie chciałam mu przerywać. A ponadto musiałam się mentalnie przygotować. Do rozmowy z nim. Widocznie mocno się zaczytał, na twarzy miał taki wyraz skupienia , że zachciało mi się śmiać. Trąciłam jego rękę – Hej…
Justin poderwał głowę , był niezadowolony , ze ktoś mu przeszkadza.- Kylie ? co tu robisz ? – Twarz mu się rozjaśniła.- yhm… Co czytasz ? – spytałam ,  próbując uciec od odpowiedzi.
- Nic takiego…  Szukałem  trochę informacji o założycielach Hogwartu. To coś  w rodzaju powieści historycznej. Czytałaś ?
Pokręciłam głową.- nie czytuję powieści…
-  Nie czytujesz powieści… Czyli jednak coś czytujesz, co ?
Zarumieniłam się, nie mogłam mu tego powiedzieć.  Nie jemu !– Ach nieważne…
Widząc , że chce coś powiedzieć nieudolnie spróbowałam wrócić do pierwotnego tematu. – Posłuchaj…  Ja… Jakby tu… Ja nie mogę iść do Hogsmeade w tą sobotę.-
- Mam do napisania esej u Slughorna, a ponadto musze się poduczyć , bo trochę opuściłam się w nauce.- dodałam szybko, na w pół zgodnie z prawdą, bo esej już dawno leżał napisany w mojej szafce. Z nauką też nie było zbyt dużego problemu mimo , że faktycznie się opuściłam. W tym tygodniu nie miałam żadnych zaliczeń i powoli  znów uczyłam się skupiać nad tym co robię. A ostatnie wydarzenia skutecznie w tym przeszkadzały, wyprowadzając  z równowagi. Nagle stałam się rozpoznawalnym obiektem szkolnych plotek.  Niespecjalnie się czułam, gdy szłam korytarzem i słyszałam  różne opinie na temat  moich włosów, spódnicy i butów.
- Acha- Justin wyglądał jak burzowa chmura. Zmarszczył brwi i uparcie wbijał we mnie wzrok oczekując, że coś jeszcze powiem. To było bardzo niezręczne. Znów zaczęłam bawić się palcami , aż w końcu wydusiłam z siebie: - Przepraszam, może spotkamy się kiedy indziej.
Ty idiotko !  Nie mogłaś się urodzić  złośliwą jędzą ?!
Chłopak uniósł brew, jakby w geście zwątpienia , ale potem się uśmiechnął. – Gdybyś miała jakieś wątpliwości  to pytaj , jestem całkiem niezły z zaklęć i obrony . Ewentualnie mogę się  przydać do szukania haseł słownikowych, mam do tego prawdziwy talent... Lecz muszę cię ostrzec , nie myśl sobie , że jestem takim ideałem…- zaśmiał się . - z eliksirów jestem kompletnie beznadziejny, nawet  Slughorn boi się mieć ze mną lekcje.- Dodał i uśmiechnął się szczerze, trochę nieporadnie. Ha ha ha… Bardzo śmieszne… Mogę  już sobie podciąć żyły ?
~***~
Moja taktyka unikania zakończyła się kompletnym fiaskiem, bo nawet jeśli jej pierwszy etap był  jako takim sukcesem, kolejne okazały się sromotnymi klęskami.  Próbowałam unikać Justina , ale ten okazał się sprytniejszy i pojawiał się wszędzie, dokąd bym nie poszła. Siedziałam sobie w bibliotece, a już po pięciu minutach obok mnie znajdował się Justin, gotowy do pomocy w podawaniu książek z wyższych półek regałów. Na wspólnych przedmiotach  nieustannie czułam na sobie jego wzrok, tak samo na korytarzach i w wielkiej Sali. Często wpadał na mnie przypadkiem podczas przerw i zagadywał mnie czy pójdę z nim do Hogsmeade. Gęba się mu nie zamykała, cały czas błaznował !
Jestem z natury dość cierpliwa , ale w takiej sytuacji nawet święty przestałby być świętym . To już zakrawało na prześladowanie.
 W dodatku pewnego dnia nakryłam jego i tą całą elitkę znęcającą nad jakimś puchonem. Bezczelnie stał pod ścianą i przypatrywał się jak gnębią Nicholasa Toolsa z piątego roku.   Justin marszczył  brwi i szeptał coś do kolegi. Jestem pewna, że jeszcze go podjudzał. Zwykle bym się nie odezwała, ale  ten widok sprawił, że zawrzała we mnie krew.  Wszyscy ich mijali jakby nie zwracając na nich uwagi.
- Hej wy ! – krzyknęłam do całej grupki gryfonów. – Zo- Zostawcie go w spo-spokoju ! –
Wszyscy osłupieli. Z satysfakcją obserwowałam jak Justinowi Mitchellowi opada szczęka.
Jeden z nich wreszcie się ogarnął i z chytrym uśmiechem zrobił krok w moim kierunku. – Bez przesady. My się tylko bawiliśmy, prawda Nicky ?- zwrócił się do puchona lewitującego pod sufitem. Na jego twarzy malowało się przerażenie, prawie niedostrzegalnie kiwnął głową.
-Ja-jakoś nie sądzę , żeby się dobrze bawił – warknęłam nieustępliwie.  Zapadła napięta cisza, podczas której zaczął się odzywać mój rozum.
Zastanawiałam się dlaczego stać mnie było na taki akt odwagi. Policzyłam cicho ilu ich wszystkich jest. Było ich pięciu, sześciu licząc Justina.  O Boże ! Po coś ty się do tego mieszała ! Sześciu przeciwko tobie i przerażonemu pucho nowi, który lata sobie pod sufitem !
No cóż  powinnam to jakoś zgrabnie zakończyć. – Ma-macie go natychmiast puścić…
-Albo ? – spytał bezczelnie ”dowódca grupy „ .
Poczułam jak krew napływa mi do twarzy . – Albo …
- Goya , zostaw to wreszcie. Tyle razy ci powtarzałem abyś znalazł sobie inny sposób na wyżywanie się , ty debilu! –warknął w tej chwili Justin. Jego słowa przyniosły niesamowity efekt.  Chłopak nazwany Goya zacisnął usta. – Masz szczęście dziewczyno…
- Goya ! tylko spróbuj ją chociaż tknąć.- powiedział cicho, ale stanowczo Mitchell. Ten obrzucił mnie , a potem Justina morderczym spojrzeniem i odwrócił się. – Idziemy !
Podeszłam do puchona który z hukiem spadł na ziemię. – coś ci się stało ?
Chłopak pokręcił głową, ale gdy złapałam go za rękę aż zaskowytał z bólu.
- Justin idziesz ? –
Dopiero wtedy zauważyłam, że on ciągle stoi i  uważnie mi się przygląda.  Popatrzyłam na niego gniewnie. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Jego był spokojny, stanowczy, a mój pogardliwy i wściekły.
- Za chwilę do was dojdę – odpowiedział do swoich kolegów,  wciąż nie spuszczając ze mnie oczu. Podszedł do Nicholasa. – Przepraszam cię stary, powinienem od razu im przeszkodzić, zanim ci się coś stało.
 Puchon tylko się uśmiechnął niezdarnie. –  Mogło być gorzej. Mam wrażenie, że się powstrzymywali.
 Tools zwrócił swój wzrok na mnie.- Dzięki za pomoc …
- Kylie – odpowiedział za mnie Justin.
- Dzięki za pomoc Kylie.  Jakoś  już sobie poradzę.
Wstał i otrzepał się z kurzu.
– Idź do skrzy-skrzydła szpi- szpitalnego.- krzyknęłam za nim.
Chłopak skinął głową i zniknął za zakrętem. Ja i Justin zostaliśmy sami. –To co Kylie ?  Kiedy zgodzisz się ze mną spotkać ? 
Ty parszywy egoisty, ty zapchlony idioto,  ty… ty zarozumiały gnojku !  Myślisz , że się w ogóle do ciebie odezwę ?
Odwróciłam się na pięcie i nie zaszczycając go choćby jednym spojrzeniem  odeszłam w swoją stronę.
~***~
Znów znalazłam się w gabinecie czarnej magii sióstr Edelwise. Z każdą wizytą coraz mniej je lubiłam  i przeklinałam samą siebie , że w ogóle wpadłam na pomysł aby poprosić je o radę.
Dziś były ubrane w długie czarno czerwone sari . Włosy miały zebrane w kok, a  na czole czerwone kropki. Gdyby nie ich niebieskie oczy, pomyślałaby, że  przyjechały z Indii. Postanowiły także zmienić wystrój sali. Wszędzie było mnóstwo kolorowych, materacy oraz  poduszek z cekinami i frędzlami. Od sufitu, aż do ziemi ciągnęły się zwiewne chusty. Jedynym nie zmiennym elementem pozostał stolik z kryształową kulą. Siostry jak zwykle tam siedziały i dyskutował nad czymś co zobaczyły podczas wróżb.
-Witamy znów Kylie . Jak się miewa Justin ?- powitały mnie Lilian i Rose.
- Źle – burknęłam.
- A to czemu ?
- On mnie prześladuje.
I nie tylko mnie .
Bliźniaczki spojrzały na siebie.- Nie widzimy w tym problemu, sprawa jest prosta. Gdybyś zgodziła się z nim gdzieś wyjść, to na pewno by przestał.
To nie do końca była rada jakiej się spodziewałam. Powinny mi pomóc a nie pchać w paszczę lwa ! No nie wiem, podarować jakąś pelerynę niewidkę albo coś w ten deseń. –Zaraz… ale , ale…
- Och przestań …- zaczęła Rose.- W tej chwili twoje protesty nie mają sensu.- dodała Lilian.
Po czym obie stwierdziły – Po prostu zgódź się z nim gdzieś wyjść.
- wy chyba żartujecie ?! Wyjść gdzieś z tym gburem ?! nigdy !
Wybiegłam z gabinetu głośno trzaskając drzwiami. Umówić się z nim ?  Czy one są ślepe ? Nie widzą jak się znęca nad słabszymi i jak się rządzi ?  Myślałam, że to Goya był dowódcą tej całej bandy. Ale potem jak zobaczyłam jak słucha się Justina oprzytomniałam. To Mitchell był szefem.

_____________________________________________________________________________
Miłość ? Piękna rzecz, naprawdę, ale coś tak czuję, że nie  dla mnie  ;) A może ... ? Może mnie też kiedyś dopadnie :) Chyba mam za duże wymagania .
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz