29 sierpnia 2013

12.Love Egoist part 8


Rozdział ósmy: Gryfoni przeciw krukonom

Parę dni później poszłam na swój pierwszy mecz  quidittcha. Ravenclaw kontra Gryffindor. Był to też pierwszy mecz, w którym grał rezerwowy ścigający. Mimo moich próśb Justin nie dał się wyciągnąć nawet spoza PW.  Mówił, że ma dużo pracy domowej, choć w to nie wierzyłam.

Byłam więc zmuszona zabrać się z Marthą i z innymi dziewczynami z dormitorium. Na trybunach były tłumy . Połowa była czarno niebieska, w barwach Ravenclawu, a druga część czerwonozłota jak przystało na dom Godryka Gryffindora. Mecz miał się lada chwila zacząć. Komentator, Hugo Weasley rzucał zaklęcia nagłaśniające. Pani Hooch przygotowywała piłki, z daleka dojrzałam jak tłuczki wyrywają się spod rzemieni. Na boisko wymaszerowały obie drużyny.

-Proszę państwa !- zawył Hugo Weasley.- Powitajmy gorącymi brawami reprezentantów Gryffindoru i Ravenclawu.

Na trybunach rozległy się gromkie oklaski.- Zawodnicy Ravenclawu: Reginald Fokes, Gloria Smith, Melinda Moore, Oliver Brook, Tomas Glouves, Gary Anderson oraz kapitan  Jeremy Campbell na swoim wspaniałym Fractusie 4.6.

Niebieska część widowni zawrzała.- A oto gryfoni w trochę  zmienionym składzie. Nie widać nigdzie Justina Mitchella, zamiast niego George Carmichael…

Co dziwne, a może niekoniecznie Gryfoni nie okazywali takiego entuzjazmu jak krukoni. Czyżby ich drużyna była już kompletnie beznadziejna ? A może  tak tylko mi się wydaje ? Przecież w zeszłym roku wygrała puchar domów!  Widziałam ich liczne treningi. Nie… To musiało być co innego.

Martha wepchnęła mi w ręce lornetkę- Popatrz tylko na nich ! Wyglądają na kompletnie zastraszonych !

Wzięłam lornetkę i przyjrzałam się zawodnikom. Martha miała rację .Wszyscy mieli spuszczone oczy,  nie wyglądali już na tych pewnych siebie gryfonów, których treningi nieraz oglądałam. Teraz przypominali bardziej zahukanych malców. Na ich czele szedł dumny i wyprostowany Rob. Kapitanowie ścisnęli sobie ręce. Mecz w końcu się zaczął.

To było coś niesamowitego… Już rozumiałam dlaczego Justin tak uwielbia tą grę. Zawodnicy latali tak szybko , że nawet na moment nie mogłam oderwać lornetki od twarzy.  Głos komentatora docierał do mnie z opóźnieniem. Najpierw obraz a potem dźwięk.

- Krukoni w niesłychanym tempie zdobywają  przewagę ! Dalej Gryfoni do boju !  Nie dajcie się tym cholernym kujonom! -zawył Hugo Weasley, a kątem oka zauważyłam jak McGonagall grozi mu palcem.

Cholera jasna, jeśli będę się rozglądać na boki nie połapię się co się dzieje na boisku! Rob darł się na zawodników, ale nie dawało to żadnego rezultatu. Wydawali się zmęczeni, a przez to apatyczni i pozbawieni tej charakterystycznej gryfońskiej fantazji.

- Rozniesiemy ich …- stwierdziła twardo Martha, która już dawno przestała żądać zwrotu lornetki. Oderwałam przyrząd od twarzy. Teraz zawodnicy wydawali się tylko maleńkimi plamkami. – Nie rozumiem… Wielokrotnie widziałam ich treningi. Wydawali mi się o wiele bardziej…- gestykulowałam dłonią, próbując znaleźć odpowiednie słowo.

- Lepsi ?- podrzuciła Martha. Pokręciłam głową.

-Zgrani ? Wyćwiczeni ?

- Nie, raczej spontaniczni.

Brunetka uniosła brew. Szczerze w to wątpiła.

- Nie widziałaś jak się zachowywali przedtem.  Teraz grają jakby to była dla nich tortura. Wtedy wyglądało to zupełnie inaczej. Gra sprawiała im  przyjemność, na każdym treningu śmiali się i wygłupiali.

-  Wiesz jak to jest… Stres robi swoje. No i  słyszałam, że mieli spięcia w drużynie. To pewnie dlatego  

Mitchel nie gra… Szkoda … Przydałby się im…

Spojrzałam na nią uważnie. – A co on ma do tego ?- rzuciłam okiem przez lornetkę. Gryfoni nieudolnie próbowali zaatakować Krukońskiego obrońcę. – To tylko pojedynczy gracz, co prawda dobry, ale co on jeden mógłby w takiej sytuacji zrobić ?

– On zawsze zagrzewa drużynę do walki… Przynajmniej tak słyszałam…- pomachała rękoma.

Uśmiechnęłam się. – Faktycznie  on ma taki charakter… I w dodatku świetnie lata na miotle.

Martha odwzajemniła uśmiech.- Śmiesznie wyszło…  Bo wiesz nigdy nie spodziewałam się , że będziesz się z nim umawiać. Muszę ci przyznać…- przerwała i zachichotała -  że myślałam , że podkochujesz się w Davidzie…  Wydawało mi się , że się na niego patrzysz tak tęskno… Prawda , że byłam głupia ?

Uśmiechnęłam się  i ukryłam twarz we włosach. Marzyłam tylko  o tym , żeby Martha nie zauważyła moich zarumienionych policzków.

~***~

Ravenclaw wygrał… Z przewagą 250 punktów. Prawda , że nieźle ? Pod koniec nawet najbardziej oddani kibice domu Gryffindora zaczęli opuszczać trybuny. Gdy oznajmiłam to Justinowi, on tylko otworzył buzię i wytrzeszczył oczy ze zdumienia . – Ile ?! 250 punktów ?!

A potem się zaśmiał.- To naprawdę żałosne… A więc jednak poszłaś na mecz ?

Kiwnęłam głową.- I jak ci się podobało ?

- Podobało mi się, choć był trochę nudny.

Justin spojrzał na mnie pytająco. – Od razu było wiadomo kto wygra .- wyjaśniłam. -Widzisz  Krukoni są jednak lepsi –

- Nie…  to musiało być co innego… Krukoni są schematyczni, bardzo łatwo ich rozgryźć…- odparł od razu Justin. –Hej przypominam ci,  że też jestem krukonką ! – szturchnęłam go. Chłopak uśmiechnął się.- Wybacz stokrotko, taka prawda.

 Postanowiłam udawać obrażoną, więc założyłam ramiona i spojrzałam na niego potępiającym wzrokiem.  Justin  parsknął śmiechem.

-Ale pocieszę cię, od każdej reguły są wyjątki.

Udobruchałam się nieco.- A wracając do  tematu. Skoro krukoni są tacy słabi , to dlaczego wygrali z twoimi cudownymi gryfonami ?

-Nie wiem, nie było mnie przecież na meczu – prychnął, dalej się śmiejąc.- Ale podejrzewam, że chłopcy byli zmęczeni nieustannymi treningami i nie grali zespołowo.

Kiwnęłam głową. – Tak, tak było. Musze stwierdzić , że pomimo swojej charyzmy David…

Justin zrobił taką minę jakby ktoś mu podetknął pod nos łajno bombę. – nie rób takiej miny , bo wyglądasz jak Filch… - zauważyłam, po czy dokończyłam poprzednią wypowiedź. -  jest beznadziejnym kapitanem.

Brunet spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem satysfakcji , a potem wyjrzał przez okno. Widać było przez nie stadion do Quidittcha.

Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł. Nie byle jaki…  Ale do jego wykonania potrzebowałam pomocy, a Justin za żadne skarby nie mógł się dowiedzieć…
______________________________________________________________
Ble szkoła tuż za pasem.... Nie chcę ! brrr....

Tak na pocieszenie macie babeczki ;) Ciao
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz