Rozdział ósmy: Gryfoni przeciw krukonom
Parę dni
później poszłam na swój pierwszy mecz quidittcha. Ravenclaw kontra Gryffindor. Był
to też pierwszy mecz, w którym grał rezerwowy ścigający. Mimo moich próśb
Justin nie dał się wyciągnąć nawet spoza PW. Mówił, że ma dużo pracy domowej, choć w to nie
wierzyłam.
Byłam więc zmuszona
zabrać się z Marthą i z innymi dziewczynami z dormitorium. Na trybunach były
tłumy . Połowa była czarno niebieska, w barwach Ravenclawu, a druga część
czerwonozłota jak przystało na dom Godryka Gryffindora. Mecz miał się lada
chwila zacząć. Komentator, Hugo Weasley rzucał zaklęcia nagłaśniające. Pani Hooch
przygotowywała piłki, z daleka dojrzałam jak tłuczki wyrywają się spod
rzemieni. Na boisko wymaszerowały obie drużyny.
-Proszę
państwa !- zawył Hugo Weasley.- Powitajmy gorącymi brawami reprezentantów
Gryffindoru i Ravenclawu.
Na trybunach
rozległy się gromkie oklaski.- Zawodnicy Ravenclawu: Reginald Fokes, Gloria
Smith, Melinda Moore, Oliver Brook, Tomas Glouves, Gary Anderson oraz
kapitan Jeremy Campbell na swoim
wspaniałym Fractusie 4.6.
Niebieska
część widowni zawrzała.- A oto gryfoni w trochę zmienionym składzie. Nie widać nigdzie Justina
Mitchella, zamiast niego George Carmichael…
Co dziwne, a
może niekoniecznie Gryfoni nie okazywali takiego entuzjazmu jak krukoni. Czyżby
ich drużyna była już kompletnie beznadziejna ? A może tak tylko mi się wydaje ? Przecież w zeszłym
roku wygrała puchar domów! Widziałam ich
liczne treningi. Nie… To musiało być co innego.
Martha
wepchnęła mi w ręce lornetkę- Popatrz tylko na nich ! Wyglądają na kompletnie
zastraszonych !
Wzięłam
lornetkę i przyjrzałam się zawodnikom. Martha miała rację .Wszyscy mieli
spuszczone oczy, nie wyglądali już na
tych pewnych siebie gryfonów, których treningi nieraz oglądałam. Teraz
przypominali bardziej zahukanych malców. Na ich czele szedł dumny i
wyprostowany Rob. Kapitanowie ścisnęli sobie ręce. Mecz w końcu się zaczął.
To było coś
niesamowitego… Już rozumiałam dlaczego Justin tak uwielbia tą grę. Zawodnicy
latali tak szybko , że nawet na moment nie mogłam oderwać lornetki od
twarzy. Głos komentatora docierał do
mnie z opóźnieniem. Najpierw obraz a potem dźwięk.
- Krukoni w
niesłychanym tempie zdobywają przewagę !
Dalej Gryfoni do boju ! Nie dajcie się tym
cholernym kujonom! -zawył Hugo Weasley, a kątem oka zauważyłam jak McGonagall grozi
mu palcem.
Cholera
jasna, jeśli będę się rozglądać na boki nie połapię się co się dzieje na
boisku! Rob darł się na zawodników, ale nie dawało to żadnego rezultatu.
Wydawali się zmęczeni, a przez to apatyczni i pozbawieni tej charakterystycznej
gryfońskiej fantazji.
-
Rozniesiemy ich …- stwierdziła twardo Martha, która już dawno przestała żądać
zwrotu lornetki. Oderwałam przyrząd od twarzy. Teraz zawodnicy wydawali się
tylko maleńkimi plamkami. – Nie rozumiem… Wielokrotnie widziałam ich treningi.
Wydawali mi się o wiele bardziej…- gestykulowałam dłonią, próbując znaleźć
odpowiednie słowo.
- Lepsi ?-
podrzuciła Martha. Pokręciłam głową.
-Zgrani ? Wyćwiczeni
?
- Nie, raczej
spontaniczni.
Brunetka
uniosła brew. Szczerze w to wątpiła.
- Nie
widziałaś jak się zachowywali przedtem.
Teraz grają jakby to była dla nich tortura. Wtedy wyglądało to zupełnie inaczej.
Gra sprawiała im przyjemność, na każdym
treningu śmiali się i wygłupiali.
- Wiesz jak to jest… Stres robi swoje. No
i słyszałam, że mieli spięcia w
drużynie. To pewnie dlatego
Mitchel nie
gra… Szkoda … Przydałby się im…
Spojrzałam
na nią uważnie. – A co on ma do tego ?- rzuciłam okiem przez lornetkę. Gryfoni
nieudolnie próbowali zaatakować Krukońskiego obrońcę. – To tylko pojedynczy
gracz, co prawda dobry, ale co on jeden mógłby w takiej sytuacji zrobić ?
– On zawsze
zagrzewa drużynę do walki… Przynajmniej tak słyszałam…- pomachała rękoma.
Uśmiechnęłam
się. – Faktycznie on ma taki charakter…
I w dodatku świetnie lata na miotle.
Martha
odwzajemniła uśmiech.- Śmiesznie wyszło…
Bo wiesz nigdy nie spodziewałam się , że będziesz się z nim umawiać.
Muszę ci przyznać…- przerwała i zachichotała - że myślałam , że podkochujesz się w Davidzie… Wydawało mi się , że się na niego patrzysz
tak tęskno… Prawda , że byłam głupia ?
Uśmiechnęłam
się i ukryłam twarz we włosach. Marzyłam
tylko o tym , żeby Martha nie zauważyła
moich zarumienionych policzków.
~***~
Ravenclaw
wygrał… Z przewagą 250 punktów. Prawda , że nieźle ? Pod koniec nawet
najbardziej oddani kibice domu Gryffindora zaczęli opuszczać trybuny. Gdy
oznajmiłam to Justinowi, on tylko otworzył buzię i wytrzeszczył oczy ze
zdumienia . – Ile ?! 250 punktów ?!
A potem się
zaśmiał.- To naprawdę żałosne… A więc jednak poszłaś na mecz ?
Kiwnęłam
głową.- I jak ci się podobało ?
- Podobało
mi się, choć był trochę nudny.
Justin
spojrzał na mnie pytająco. – Od razu było wiadomo kto wygra .- wyjaśniłam. -Widzisz
Krukoni są jednak lepsi –
- Nie… to musiało być co innego… Krukoni są
schematyczni, bardzo łatwo ich rozgryźć…- odparł od razu Justin. –Hej
przypominam ci, że też jestem krukonką !
– szturchnęłam go. Chłopak uśmiechnął się.- Wybacz stokrotko, taka prawda.
Postanowiłam udawać obrażoną, więc założyłam
ramiona i spojrzałam na niego potępiającym wzrokiem. Justin
parsknął śmiechem.
-Ale
pocieszę cię, od każdej reguły są wyjątki.
Udobruchałam
się nieco.- A wracając do tematu. Skoro
krukoni są tacy słabi , to dlaczego wygrali z twoimi cudownymi gryfonami ?
-Nie wiem,
nie było mnie przecież na meczu – prychnął, dalej się śmiejąc.- Ale
podejrzewam, że chłopcy byli zmęczeni nieustannymi treningami i nie grali
zespołowo.
Kiwnęłam
głową. – Tak, tak było. Musze stwierdzić , że pomimo swojej charyzmy David…
Justin
zrobił taką minę jakby ktoś mu podetknął pod nos łajno bombę. – nie rób takiej
miny , bo wyglądasz jak Filch… - zauważyłam, po czy dokończyłam poprzednią
wypowiedź. - jest beznadziejnym
kapitanem.
Brunet
spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem satysfakcji , a potem wyjrzał przez okno.
Widać było przez nie stadion do Quidittcha.
Wtedy
przyszedł mi do głowy pomysł. Nie byle jaki…
Ale do jego wykonania potrzebowałam pomocy, a Justin za żadne skarby nie
mógł się dowiedzieć…
______________________________________________________________
Ble szkoła tuż za pasem.... Nie chcę ! brrr....
Tak na pocieszenie macie babeczki ;) Ciao
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz